O czym jest książka Jak nie zabić swoich roślin?
Czy to kolejny hipsterski poradnik o uprawie roślin doniczkowych? Nic podobnego. To znaczy owszem, jest to w pewnym sensie poradnik, ale dla roślinnych HIPISÓW, a nie hipsterów. Już na początku książki padają słowa, za które natychmiast pokochasz autorkę i zostaniesz z nią do ostatniej strony:
Zakochałam się w naturze w ogródku za domem, obok szopy na rowery
Nik Southern
Każdy z nas albo rodzi się z miłością do roślin, albo musi ją w sobie odnaleźć. Ci pierwsi (jak ja) mają ułatwione zadanie; ci drudzy niech się mają na baczności, bo nigdy nie wiadomo kiedy i gdzie spłynie zielone objawienie, a lektura Jak nie zabić swoich roślin z pewnością się do tego przyczyni.
Czy coś stoi na przeszkodzie, aby poradnik o kwiatach doniczkowych zacząć od źle wykadrowanych zdjęć z rodzinnego archiwum, wyznań o zmaganiach z bezrobociem, całodziennym oglądaniu Plotkary i paleniu skrętów? Zupełnie nic, więc przygotuj się na naprawdę wyluzowany poradnik zilustrowany do bólu prawdziwymi fotografiami roślin o krzywych łodygach rosnących w plastikowych doniczkach na sklepowych witrynach. Zresztą sam zobacz fragment książki.
Autorka doskonale wie o czym pisze, bo jej prywatna historia to amerykański sen w brytyjskim wydaniu, droga od korposzczura do wyluzowanej roślinoholiczki, właścicielki nowatorskiej (och, jak bardzo!) kwiaciarni Grace & Thorns (o podobnym stylu jak poznańska Kwiaty i Miut), a wszystko to przeplatane wyłożonymi z dużą fantazją i humorem podstawami uprawy roślin, aranżacji kwiatów doniczkowych i ciętych, trikami i sposobami na..., wywiadami z roślinnymi hipisami i mnóstwem fotografii roślin tak b r z y d k i c h, że w tym szaleństwie jest metoda.
Metoda na pokazanie i udowodnienie, że nawet jeśli twoje kwiaty nie są rodem z instagrama, to samo ich posiadanie przynosi ukojenie, bo
Życie = stres. Rośliny = spokój.
Nik Southern
Książka Jak nie zabić swoich roślin podzielona jest na sześć części, z których najważniejsza jest pierwsza: Powrót do korzeni. To z niej dowiesz się skąd pochodzą popularne i niezniszczalne kwiaty doniczkowe, a kiedy poznasz warunki panujące w ich ojczyźnie będziesz już wiedział jak je traktować. I tak na przykład rośliny subtropikalne są bardzo wyluzowane, pewnie zresztą tak samo autorka, która zgrabnie prowadzi narrację przekonując, że na pewno masz zielone palce - tylko jeszcze o tym nie wiesz.
To, co szczególnie spodobało mi się w podejściu Nik do roślin to jednak pewnego rodzaju beztroska w zachęcaniu do podglądania, obserwowania i uszczykiwania sobie sadzonek z roślin w miejscach w których czują się najlepiej. W witrynie rośnie okazały grubosz, a na balkonie trzy piętra niżej kwitną bambusy? Bardzo dobrze, u ciebie też mogą.
Ktoś tu ma rękę do pelargonii. Albo szalenie korzystne promieniowanie kosmiczne. |
Czy ta książka ma w ogóle jakieś wady? Bardzo drobne. Jestem pewien, że Nik w bukietach wcale nie używa liści tobołków tylko łodygi z łuszczynami, a pieszczotliwe nazywanie liści listkami jest niebezpiecznie mylące, bo listki stanowią tylko część liści złożonych. No i słowo daję, że jeśli ponownie w jakiejś książce przeczytam powtarzane jak mantrę słowa, że kaktusy mają kolce, to dorwę autora i zadźgam go tymi samymi cierniami, których nie potrafi prawidłowo nazwać. Ale to w zasadzie drobiazg, a najpewniej tłumaczeniowy chochlik, na który łaskawie przymknę oko. Tylko żeby mi to było ostatni raz!
Ciekawostką przytoczoną w książce a wymagającą sprostowania jest też legendarny już eksperyment Dorothy Retallack, która puszczała roślinom rocka aby udowodnić szkodliwy wpływ tej muzyki na organizmy i nawet jej się to udało, bo rośliny słuchające ciężkich gitarowych riffów rzeczywiście marniały. Nie padały jednak od rocka jak twierdzi Nik, a od ciepła emitowanego przez głośniki. Jednym słowem to nie rock tylko głośniki usmażyły rośliny, co jest w sumie szalenie komiczne. Osobiście znam całą masę roślin które kochają rock'and'rolla.
A teraz weź tę książkę i idź zapełniać doniczki roślinami, półki doniczkami a mieszkanie półkami, bo wkrótce sam będziesz roślinnym hipisem.
Materiał powstał we współpracy z Wydawnictwo Otwarte
Postaram się przeczytać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW samym salonie mam 30 doniczek :) Kocham kwiaty aż za bardzo, potrafiłam nawet zabić drzewko szczęścia, bo za hojnie podlewałam :/ Wiem, że to już wyczyn :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się super lektura, dzięki za podrzucenie :)
OdpowiedzUsuń