W świetle zalewającego polskie miasta smogu, rzezi drzew na które szturm przypuściły w tym roku nawałnice zarówno polityczne jak i te naturalne, oraz wyraźnie zauważalnego wzrostu zainteresowania ogrodnictwem wśród millenialsów taki motyw przewodni rozbudził moje oczekiwania. Czyżby wystawa złapała wiatr w żagle i podjęła próbę dyskusji o miejscu i roli współczesnego ogrodnictwa oraz dotykających go bolączkach?
Po kilku poprzednich warszawskich wystawach/targach ogrodniczych postanowiłem sobie nie mieć już żadnych oczekiwań, bo jak się założy z góry najgorsze rozwiązanie, to później już może być tylko lepiej - ale o tym na sam koniec. Dość powiedzieć, że motto tegorocznej wystawy niestety nie miało żadnego odzwierciedlenia w jej programie.
Ogrody pokazowe wystawy
Skromna zielona aranżacja zainscenizowana przed wejściem na teren wystawy składała się z połączonych ze sobą czterech miniogródków mających reprezentować cztery żywioły. Ogródki ziemi, ognia, wody i powietrza wykonane zostały z porażającym brakiem fantazji i karygodną jakością wykończenia. Zdecydowanie najlepiej ze wszystkich prezentował się ogród ziemi, co nie zmienia faktu, że był nie na temat, bo absolutnie żaden jego element nie pozwalał odgadnąć inspiracji tym właśnie żywiołem. Był to jednocześnie ogród blogerów ogrodniczych, co w blogersko-ogrodniczym półświatku wywołało burzliwą dyskusję kogo tenże ogród właściwie reprezentuje, skoro stoi za nim jeden bloger. Ostatecznie sprawę poniekąd rozstrzygnięto na 6. Spotkaniu Blogerów Ogrodniczych, chociaż takie przepychanki powinny jednak zostać wyjaśnione prywatnie a nie na forum publicznym, bo zapewne przykro było tego wszystkiego słuchać samym zainteresowanym, a co dopiero osobom postronnym.
W trzech pozostałych ogródkach pokazowych inspiracje żywiołami wyłożono iście łopatologicznie. W ogródku powietrza powiewały więc firanki, w ogródku ognia stały dziecięcy wóz strażacki i palenisko, a w ogródku wody rozlała się sadzawka z drewnianą kładką inspirowaną zapewne wiatrołomami. Tworzące te ogródki rośliny błyskały szkaradnymi doniczkami, których zamaskowanie przerasta najwyraźniej możliwości wykonawców i zaczynam nabierać przekonania, że być może to jest właśnie najnowszy polski trend: ogrodnicza prowizorka.
Chylę czoła za wytrwałość w jego lansowaniu.
Ogrody 4 żywiołów (kliknij i powiększ):
Balonowy napis "25 lat" (wystawy ZtŻ) już drugiego dnia uległ zniszczeniu i wyglądał rozpaczliwie, ale wyjątkowo prawdziwie: nie tylko z balonów ale i z całej wystawy uszło powietrze. Co z tego zobaczyli goście w kolejnym, trzecim dniu wystawy, nie zostanie odzobaczone.
A jaka była sama wystawa?
Na dwóch halach wystawowych prezentowało się kilkuset wystawców, jednak zaledwie garstka z nich pokazała cokolwiek nowego z punktu widzenia koncepcji samego stoiska. Ogromne słowa uznania kieruję w stronę Szkółki Kurowscy - za pomysł, projekt i wykonanie stoiska oraz wyjście z uśmiechem i otwartością do odwiedzających, co jak się okazuje nie jest wcale ani powszechne ani oczywiste (dajcie im lajka!)
Aranżacje kilku innych stoisk też były niczego sobie, chociaż nie było w nich niczego takiego, czego nie widziałbym już wcześniej i to, że mamy jesień nie musi oznaczać, że trzeba upychać (swoją drogą piękne) jeżówki gdzie popadnie tylko dlatego, że akurat teraz kwitną.
A skoro jesteśmy przy nowościach to warto zaznaczyć, że kolejny raz odmiany roślin nagrodzone medalami zostały zaprezentowane w taki sposób, żeby zupełnie odebrać im cały urok. Jarzące reflektory, byle jakie tło i kącik w głównym hallu zrobiły im najgorszą z możliwych reklamę. Czy czempioni zasługują na takie traktowanie?
Wystawa drzewek bonsai podzieliła los roślinnych medalistów i trzeba było się mocno nagimnastykować, żeby nie zwracać uwagi na zwyczajnie zły sposób prezentacji eksponatów. Na szczęście drzewka same w sobie reprezentowały światową klasę i dały radę obronić się same.
Towarzyszące wystawie Flower Expo Polska prezentowało się zdecydowanie lepiej niż sama wystawa, chociaż umówmy się, że ogólnie wszelkiej maści kwiaty i pokazy florystyczne zdecydowanie chętniej się ogląda niż ofertę traktorów (przynajmniej kiedy maszyny tylko stoją i błyszczą nowością). Ciekawą gratką były barwione kwiaty, w tym niebieskie i tęczowe róże.
Zieleń to Życie w moich oczach osiągnęła właśnie punkt w którym powinna zadać sobie serię poważnych pytań egzystencjonalnych. Zamiast oddychać pełną piersią, wystawa jako cała impreza z roku na rok kurczy się i zapada w sobie, oferując odwiedzającym ją gościom coraz mniej i w coraz gorszym wykonaniu. Odetchnąć zielenią powinna więc w moim odczuciu sama wystawa, zanim zacznie obiecywać to swoim gościom.
Czego sobie i Państwu serdecznie życzę!
Ławka. Kora. Doniczki. Na stole. Zgroza |
Więcej zdjęć z 25. Międzynarodowej Wystawy Zieleń to Życie znajdziesz na moim Instagramie! Tam są już tylko same pozytywy :)
PS: SPROSTOWANIE
W drukowanym katalogu wystawców znalazła się błędna informacja, że jestem wykonawcą ogrodu pokazowego (żywioł ziemi) oraz współorganizatorem spotkania blogerskiego. 2x nic podobnego.
Nie byłam, nie widziałam, właśnie dlatego, że spodziewałam się, dokładnie takiego przebiegu...
OdpowiedzUsuńNie pozostaje nic innego, jak poprzytakiwać głową. Mam podobne wrażenia. Kilka stoisk, na których dało się zawiesić oko ratowało sytuację, a na trupio blade światło reflektorów narzekali wszyscy, którzy próbowali zrobić zdjęcia. Na wystawie chyba nikt nie słyszał o barwie światła i o tym, że jest nie mniej ważna, niż same rośliny.
OdpowiedzUsuńRzeczowa i rzetelna relacja, zgadzam się z Twoimi opiniami (poza tym, że nie podobały mi się barwione róże!) i podobnie, jak Ty, mam wielką nadzieję, że pojawi się jakaś refleksja i w przyszłym roku wystawa będzie miała więcej klasy.
OdpowiedzUsuńByłam pierwszy raz, czekałam 3 lata aby czasowo mi przypasowało i.....porażka!!!, całkowicie zgadzam się z przekazem, od wiosny czekałam pełna emocji,mąż chciał mi zrobić przyjemność i pojechaliśmy, sam był w szoku co sobą reprezentowała wystawa, właściciele stoisk-prawie wszystkie to porażka- do których się zwracałam nie byli zainteresowani rozmową, inni unikali kontaktu, rośliny do kupienia drogie, a wybór mały, następny raz wybiorę się jak opinie się poprawią, bo jak do tej pory są podobne jak moja.
OdpowiedzUsuń