Na wystawie zaprezentowano około stu odmian tulipanów należących do różnych grup. Pęczki kwiatów były obfite, ustawione w jednakowych szklanych naczyniach a bukiety pozbawiane zbędnych dodatków. To pozwoliło podziwiać kwiaty w pełnej ich okazałości. A podziwiać faktycznie było co, bo kiedy w ogródkach wciąż jeszcze niewiele się dzieje, każdy kolorowy akcent jest na wagę złota. Tym złotem udało się przekupić szturmujących wystawę gości, wydających zgodnie okrzyki radości, ochy i achy. Ochoczo do nich dołączyłem, w końcu piękna tulipanów nie zamierzam kwestionować.
Docenić to niezaprzeczalne piękno na wystawie było mi jednak trudno. Nie z powodu złych intencji, ale wskutek nieszczęśliwego połączenia kilku czynników, z których każdy odebrał po trosze uroku tulipanom.

Kolejno pełnię tulipanowego uroku nadszarpnęła aranżacja bukietów. Chociaż ustawienie wazonów na różnych wysokościach ładnie wychodziło na zdjęciach, niekoniecznie służyło podziwianiu kwiatów na samej wystawie. Niektóre bukiety stały po prostu zbyt wysoko - jak w takiej sytuacji zobaczyć kwiat lub go powąchać?
Oranżeria sama w sobie jest pięknym budynkiem z fajną przestrzenią, ale do każdej ze stu odmian w niej stłoczonych trudno było się dostać, nie tylko ze względu na tłum gości. Tulipany królowały po środku pomieszczenia, a na ścianach zawieszono aranżacje florystyczne. Tym samym odwiedzający przeszkadzali sobie nawzajem, kiedy jedni chcieli podziwiać tulipany, a drudzy zachwycali się kompozycjami. Do tego zresztą potrzebna była chociaż minimalna perspektywa, a jej osiągnięcie graniczyło z cudem.

O samej wystawie to byłoby na tyle, najbardziej spodobała mi się w niej sama idea oraz to, że coś się dzieje. Galeria zdjęć z wystawy - na końcu tego wpisu.
Jak już pisałem słoneczna pogoda zachęciła wielu odwiedzających - w tym mnie - do spaceru po wilanowskim ogrodzie. A tam, o rzut tulipanem od oranżerii, pyszniła się przepiękna łączka krokusów. Dorodnych, elektryzująco purpurowych i bardzo... interaktywnych. Nie tylko ja zapragnąłem chociaż na chwilkę położyć się na trawce wśród krokusowego bogactwa. Szeroko otwarte kwiaty kołysały się na wietrze, śpiewały ptaki, ludzie się śmiali i w pięć sekund zapomniałem o tym, co działo się w tłocznej oranżerii. Przyroda sama zorganizowała o niebo lepszą wystawę na świeżym powietrzu i nie potrzebowała do tego stu odmian, wystarczyły trzy. Dla przykucia uwagi odwiedzających krokusy także nie musiały się zanadto wysilać. Popisujące się przed gośćmi tulipany w oranżerii robiły co mogły, ale to starcie zdecydowanie wygrały krokusy. Może to one za rok powinny zachęcać do odwiedzin Wilanowa?
VII wystawie tulipanów przydałaby by się Kuchenne Rewolucje i Magda Gessler, która zawsze chwali i promuje nie tylko lokalne produkty, ale przede wszystkim - sezonowe.
Wystawa tulipanów trwała dwa dni, a sezon na krokusy trwa w najlepsze. Cieszmy się nim, póki można, bo za kilka tygodni przed prawdziwym tulipanowym najazdem już się nie obronimy!
A mnie się w tym roku kompletnie nie podobały florystyczne kompozycje, w porównaniu do rozmachu poprzednich lat w tym roku biednie i nijako, poza tym tłum straszny. W zeszłym roku było znacznie lepiej to rozegrane organizacyjnie. Oświetlenie i tak super w porównaniu do Wystawy Storczyków Orchidea. Tam był koszmar w tym zakresie. No a krokusy mega!
OdpowiedzUsuńOświetlenie faktycznie dramatyczne. Te cienie na ścianach sprawiają, że zastanawiam się gdzie kończy się kompozycja, a gdzie zaczyna cień. Brakuje rozproszonego oświetlenia, a samymi reflektorami skierowanymi w góry cudów się nie zdziała...
OdpowiedzUsuńOgólnie efekt przypomina kwiaciarnię z dużym wyborem tulipanów, a nie przyzwoitą wystawę. Ja jednak wolę oglądać kwiaty w naturalnym otoczeniu i naturalnym oświetleniu :-)
Mam wrażenie, że po drodze ktoś trochę zagubił ideę - faktycznie w tym roku było niezbyt ciekawie, pomijając już fakt, że przez tłum zrobienie dobrego zdjęcia nie było dobrym pomysłem, a sama organizacja czasami skrzypiała - mam nadzieję, że następna wystawa znów wróci do poziomu na jaki czekałem.
OdpowiedzUsuń