czwartek, 11 czerwca 2015

Czy ogrodnicy to brudasy?

W wyprawie na grządki zwykle towarzyszą mi dziesięcioletnie, zniszczone buty, dziurawe spodnie i rozciągnięty podkoszulek. Po powrocie do domu pierwszym widokiem w lustrze jest umazany ziemią nos. Za paznokciami zdarza mi się nosić żałobę po kocie (tak to się u nas nazywa). Tak samo jak kocham rośliny wiem, że troszczenie się o nie nie jest turlaniem się po płatkach róż i obsypywaniem włosów pyłkiem wiśni. To ciężka praca, którą wynagradzają te krótkie chwile przyjemności i te dłuższe - śmiertelnego zmęczenia i kamiennego snu. Patrząc na piękne zdjęcia z ogrodów trudno dostrzec co kryje się za wymuskaną stylizacją. A tam, poza kadrem, wszystko ocieka...



... lukrem i cukrem? Nieee, tak to jest tylko w kolorowych magazynach. Ale... czy aby na pewno?

Tłumacząc jeden z materiałów, który trafi do najnowszego numeru Gardeners' World spojrzałem kilkukrotnie na ilustrujące go zdjęcie i zamyśliłem się. Coś mi w nim nie pasowało, było jakieś takie... inne. 
Trochę się wtedy spieszyłem, więc nie poświęciłem mu jednak zbyt wiele uwagi, ale myślami wróciłem do niego wieczorem. Mimo zmęczenia otworzyłem jeszcze raz laptopa by spokojnie nad nim pomyśleć. Zdjęcie wyglądało tak:



Tym razem od pierwszego spojrzenia  zobaczyłem TO. Pomidory pomidorami, ale te brudne paznokcie! Kto mógł dopuścić, by na zdjęciu z takim zbliżeniem znalazły się umorusane paluchy, na dodatek trzymające garść smakowitych pomidorków! Absolutna ohyda i redaktorski skandal. Taka właśnie była moja pierwsza, okropna myśl której szybko zacząłem się wstydzić. Zrozumiałem, dlaczego to zdjęcie nie dawało mi spokoju i dlaczego, nie wiedzieć czemu, zapamiętałem je i wróciłem do niego.

To zdjęcie jest inne dlatego, że jest po prostu prawdziwe i wyraża więcej niż stu mądrali chwalących się swoimi umiejętnościami i ogrodniczą wiedzą i więcej niż dwieście pięknych zdjęć wymuskanych i wystylizowanych rabat. Dla mnie to zdjęcie pokazuje to, czym naprawdę jest praca w ogrodzie.
Czasami trzeba zakasać rękawy i ubrudzić się ziemią po łokcie, albo narobić sobie odcisków od szpadla. Po jednym popołudniu spędzonym na grządkach z pomidorami, kiedy muszę im oberwać wilki i każdego krzaczka przywiązać do palika wychodzę zwykle uzieleniony po nos i śmierdzący pomidorowym zielskiem. Biegnę się umyć tylko po to, żeby nazajutrz wyglądać tak samo: ubabrany od stóp do głów. Czasem zakładam rękawiczki, ale wtedy nie mam bezpośredniego kontaktu z roślinami i tylko się denerwuję, że nie czuję ich tak jak powinienem. A jak obetnę sobie paznokcie, to trudno będzie złapać tych kilka mszyc, które pojawiły się nagle na kolejnej roślinie. Zresztą, tak samo, kto kiedy widział prawdziwego wędkarza bez paznokci? Jak by miał wtedy nabić robala na haczyk?
Kto zna pracę w ogrodzie, ten wie o czym mówię. Kto zatrudnia ogrodnika, niech uściśnie mu ręce i dokładnie się im przyglądnie - one powiedzą wszystko.

Przygotowując ostatnio gnojówkę z pokrzyw najpierw poparzyłem się pokrzywami, a później rozchlapałem ten cudowny płyn na siebie. Bo czasami nie ma innego wyjścia, trzeba się nacierpieć i naśmierdzieć, żeby roślinom zrobić dobrze. A czasami można po prostu kupić gotową odżywkę w markecie, bo sam tak robię kiedy nie mam innego wyjścia. Ale lubię być zrównoważonym ogrodnikiem i wykorzystać to, co daje mi mój ogródek jak najlepiej potrafię. Nawet wtedy, kiedy dostaję od niego kępę pokrzyw zamiast naręcza wymarzonych kwiatów.




Rzadko kiedy mam chwilę, żeby usiąść sobie spokojnie i nacieszyć się tym, co mi wyrosło. Nie potrafię nagle dostać klapek na oczy by nie widzieć prześlizgującego się ukradkiem ślimaka, którego trzeba się niezwłocznie pozbyć, albo naginającej się niebezpiecznie naparstnicy, którą trzeba podeprzeć. W ogrodzie ciągle jest coś do zrobienia! Kiedy zdarzają się już takie chwile, że mogę w końcu odsapnąć, podziwiać i posłuchać co piszczy w trawie, robi się dziwnie...

W moim rodzinnym domu, tuż przy ogrodzeniu rośnie parkowa róża. Kupiłem ją i posadziłem kilka lat temu i nawet nie wiem jakiej dokładnie jest odmiany, bo nie była podpisana. Róża dwukrotnie zmieniała stanowisko aż ostatecznie zadomowiła się na froncie działki. W tym roku naliczyłem na niej ponad 600 kwiatów, taki z niej okaz. Kiedy ostatnio odwiedzałem rodziców, tuż przed wyjazdem, po kilku pracowitych dniach podszedłem jeszcze pod tą różę i wąchałem jej słodko pachnące kwiaty przez ponad pół godziny. Nie wątpię, że wyglądało to śmiesznie, kiedy tak chodziłem dookoła niej jak gdyby sprawdzając, czy każdy kwiat pachnie tak samo, ale nie o to chodzi. To był jej czas, w którym dawała z siebie wszystko co najlepsze i chciałem jak najlepiej zapamiętać jej popisowy akt. W końcu przez pozostałe miesiące będzie tylko kłującym kłębowiskiem pędów z którym trzeba się obchodzić jak z jajkiem. I na co byłoby jej to całe zamieszanie, gdyby nie miała się komu pochwalić swoimi zaletami? A na co byłoby mi, gdybym nie mógł jej chociaż przez chwilę docenić? 

Bo dla mnie w ogrodnictwie i miłości do roślin właśnie o to chodzi: żeby czasem chodzić z brudnymi paluchami, śmierdzieć gnojówką z pokrzyw i wyglądać głupio, gapiąc się na róże.
I będzie to przeszkadzać tylko ludziom, którzy nigdy w ogródku nie pracowali.


15 komentarzy:

  1. Bardzo fajny tekst. Uśmiech wpełzł mi mimowolnie na twarz kiedy go czytałam. Jako praktykujący ogrodnik nie mam zbyt dużego doświadczenia (wciąż czekam na swój ogródek), ale zbieram zioła i w tej dziedzinie jest podobnie. Normą są nogi poharatane jeżynami, kolce róży w dłoniach, małe gałązki i zwierzątka we włosach, ciągła "walka" z bujną dziką roślinnością, która naprawdę daje mi takiego kopa i takie szczęście, jak nic innego. Ostatnio ekspedientka w sklepie stwierdziła, że muszę dużo pracować w ogródku. Nie załapałam o co chodzi, póki nie stanęłam przed lustrem w domu. Łapy czarne od żywicy, ziemia na policzku, plamy z trawy na kolanach, mnóstwo listków i gałązek osypujących się z ubrania i włosów.
    Piękne życie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mądry wpis. Nie boję i nie wstydzę się brudu, chyba to świadczy o pracowitości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez jakiś czas miałam "problem" z wyglądem moich dłoni... Ale oglądając cykl Gardeners World zobaczyłam jak wyglądają ręce Carol i Montego. Teraz mam w nosie jak wyglądają moje dłonie i cieszę się z tego jak wygląda mój ogród :-) Jedno i drugie jest nierozerwalnie związane ze sobą :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Śmierdzieć pod koniec dnia gnojówką z pokrzyw i nie móc znowu doszorować paznokci......bezcenne :)
    Gardeners World wymiata ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cenię Gardeners' World właśnie za te zdjęcia bez retuszu, z rękoma ubrudzonymi ziemią. To prawdziwe dłonie ogrodnika, a nie jakiegoś modela, który nie skalał się pracą w ogrodzie.
    Swoją drogą moje dłonie mimo rękawiczek są wiecznie brudne, więc co wieczór szoruję je zawzięcie, by nie straszyć ludzi w pracy brudem za paznokciami. Gorzej, kiedy brud przyczepi się do skóry tak mocno, że szczoteczka nie daje rady. Ten, kto pielęgnuje pomidory albo kroił żywokost na gnojówkę wie, jak te rośliny potrafią pobrudzić dłonie. Nie wspomnę nawet o krzewach, drzewach i wszelkich gałązkach, które to tu, to tam powodują otarcia i inne ślady ogrodowej aktywności ;-)
    A teraz zmykam szorować dłonie i ukoić skórę po bliskim spotkaniu z pokrzywami, bo jutro w pracy trzeba wyglądać jak ktoś, kto całe popołudnie leżał i pachniał :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. My dopiero w tym roku zakładamy swój ogród. To moje marzenie. Pracy masa, bo kawałek po kawałku wyszarpujemy ziemię ze szponów ugoru i ratujemy ogród, który już tu kiedyś był, ale bardzo długo nikt się nim nie zajmował. W tym roku postawiliśmy na ogród warzywny, kwiatowy może w przyszłym. Brudne dłonie z odciskami, ból w krzyżu, śmierdzące ubranie i ciało od gnojówki z pokrzyw, poparzone nogi i dłonie od pokrzyw, pokłute przez osty, to codzienność. Ale satysfakcja, kiedy zjadamy pierwsze plony, bezcenna. Tak, jak Ty potrafię zatracić się w zapachu róży, jabłoni, berberysu i peonii. Pracę w ogrodzie umila mi śpiew ptaków i piękne widoki dookoła, które podziwiam prostując plecy. Gdybyś miał czas i ochotę, to zapraszam do mojego ogrodu http://dompodmacierzankowym.blogspot.com/2015/05/marzenia-plany-rzeczywistosc.html
    Chętnie wysłucham jakiś porad i wskazówek.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje dłonie świadczą o Twoim ogrodzie :)
    a na żałobę po kocie najlepszy zlew pełen brudnych garów do umycia ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny post :) Ja zawsze cieszę oko po skończonej pracy. Siadam i przemyślanym, co jeszcze do zrobienia. I nie wiem jak to robię, ale nigdy nie zdążę wszystkiego zrobić!

    OdpowiedzUsuń
  9. W samo sedno, Łukasz, w samo sedno... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. I ja się uśmiechałam, czytając tekst artykułu. Świetny!
    Już dawno zwróciłam uwagę na ręce ogrodników z "Gardeners..." - taki widok sprawia, że są wiarygodni w tym, co mówią. To nie jest pokazówka dla telewizji.
    Sama pielęgnuję duży ogród i te wszystkie "brudy" są moim udziałem. Kiedyś miałam zadbane dłonie i martwiło mnie, że nie jestem w stanie ich utrzymać, odkąd pokochałam ogrodnictwo.
    Ale święte słowa napisane powyżej, że wolę mieć piękny ogród (i pasję) niż piękne paznokcie, są kwintesencją mojej obecnej postawy. Jakie znaczenie mają "brzydkie" ręce, kiedy wącha się kwiaty róż własnoręcznie sadzonych albo zajada swoje pomidory..?

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie zauważyłem, że ogrodnicy, to brudasy. Mają przecież swoją odzież ochronną, buty i rękawice. Praca w ogrodzie wiąże się z tym, że można się pobrudzić i poniszczyć ręce. Grunt to właśnie ochrona ciała i pielęgnacja rąk tuż po pracy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja w ogródku zawsze mam kolorowe rękawiczki :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Trafiłam na ten wpis bo szukałam w necie sposobu...jak wyczyścić dłonie po pracy w ogrodzie. Podpisuję się pod każdym zdaniem. Jak oberwać wilki w rękawiczkach? Cudownie jest pracować gołymi rękami. Też mam pełno rękawiczek ale i tak zwykle kończę z trudnym fo wyczyszczenia brudem... i to - o Tej Róży... - dokładnie!!!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...