Strony

czwartek, 20 marca 2014

Szalony Ogródek: pędy chmielu!


"Szalony Ogródek" powraca szybciej, niż ustawa przewiduje i na dodatek w stanie ewidentnie wskazującym na spożycie.

W ogródku co prawda zaliczyliśmy glebę, ale dzięki temu na zagryzkę mamy teraz… świeże pędy chmielu. Bo dzisiaj wznosimy toast za pierwszy dzień wiosny!











Oj, chmielu, chmielu, ty bujne ziele,

Nie będzie bez cię żadne wesele,
Ref: Oj, chmielu, oj, niebożę,
To na dół, to ku górze,
Chmielu niebożę!



- podśpiewując sobie tą ultrastarą pieśń weselną cieszymy się nadejściem pierwszego dnia kalendarzowej wiosny.
O radość, o wesoło! Wkrótce zrobią się długo wyczekiwane: ciepło, zielono i pachnąco.
No tak. Wkrótce. Ale czy już teraz mamy się czym cieszyć...? Pewnie!

Sami się tego nie spodziewaliśmy, ale po entuzjastycznym przyjęciu 4-odcinkowego cyklu „Szalony Ogródek”, który realizowałem razem z Dorotą z bloga Kuchenne Szaleństwa, nasza współpraca zostaje przedłużona. Od teraz regularnie będziemy przygotowywać wpisy o uprawie niezwykłych roślin i ich kulinarnym potencjale.
Bardzo się z tego cieszymy i żeby odpowiednio to uczcić, cykl wznawiamy zaczynając od ekskluzywnej i wyśmienitej w smaku nowalijki – młodych pędów chmielu.


Chmiel zwyczajny (Humulus lupulus) rośnie dziko w Polsce w łęgach, leśnych zagajnikach i różnorakich zaroślach, często też porasta rudery. Jeśli sprowadzimy go do naszego ogródka, będzie się najchętniej wspinał po ogrodzeniu i porastał krzewy. Z opanowaniem większych drzew może mieć problem, jeśli te nie posiadają niskich gałęzi. Sposobem chmielu na zdobywanie wysokości są jego szorstkie pędy – pokryte malutkimi haczykami, którymi zaczepia się o korę. Gruby, śliski pień będzie zatem przeszkodą trudną do pokonania.

W moim ogródku chmiel rośnie od kilku lat, wspinając się  wysoko, po sznurze, na topolę osikę.
Jest to zwyczajny dzikus przyniesiony z lasu, który po czasie okazał się być osobnikiem męskim, w ogóle nie wytwarzającym szyszek zatem pożytku nie ma z niego właściwie żadnego. To znaczy – nie było do tej pory, teraz jest pysznym warzywem.


Skąd wziąć pędy chmielu?

Jeśli w naszym ogrodzie rośnie już chmiel – nie będzie problemu, cześć młodych pędów można wyłamać bez szkody dla rośliny a nawet z pożytkiem – pnącze nie będzie później tak gęste, a chmielowe szyszki urosną bardziej dorodne.
Można tez poszukać chmielu przeczesując pobliskie zarośla, jeśli pamiętamy że w lecie porośnięte były pnącą się zieloną masą. Niestety, o tej porze roku obecność rośliny w danym siedlisku zdradzają tylko wyschnięte zeszłoroczne pędy, które nie tak łatwo dostrzec z oddali. Nawet jeśli teraz nie uda Wam się już nigdzie zdobyć pędów w ilości potrzebnej do przyrządzenia jakiegokolwiek dania, warto pomyśleć o posadzeniu tego pnącza u siebie, aby już za rok spróbować jaki to frykas. Posadzić można którąś z wielu szlachetnych odmian albo dziki gatunek, jeśli na uwadze mamy tylko młode pędy. Wszystkie są jadalne!



Karpy chmielu można dzielić i sadzić jesienią lub bardzo, bardzo wczesną wiosną, kiedy tylko rozmarznie ziemia, ponieważ chmielowe pędy rosną w zawrotnym tempie i są dość kruche – trzeba na to szczególnie uważać przy przesadzaniu. Okres ich zbioru może więc trwać niesłychanie krótko. Prawdę mówiąc, jest to w tej chwili pierwsze warzywo, na które sezon jest już w pełni!

Chmielowy przysmak


W Belgii młode pędy są przysmakiem nazywanym jets de houblon. Najlepsze, najdelikatniejsze są te pędy, które jeszcze nie zdążyły się zazielenić: są biało – różowego koloru, można je chrupać na surowo i w smaku przypominają trochę świeży zielony groszek, a trochę szparagi, ale mają jeszcze to coś ekstra, słynny faktor wow. Żeby się do nich dobrać, często trzeba rozgrzebywać ziemię dookoła rośliny. Pędy chmielu można bielić, podobnie jak to się robi z wieloma innymi warzywami. Nie chodzi tutaj oczywiście o wysmarowanie ich gaszonym wapnem (w końcu to nie owocowe drzewka) a o ograniczenie dostępu światła. Można to zrobić już jesienią, przykrywając karpy np. grubą warstwą liści, albo w lutym – marcu, kiedy stopnieje śnieg nakryć je glinianą donicą bez otworu w denku.

Po lewej - bardzo młode pędy, po prawej - ostatni dzwonek, by ich skosztować

Te bardziej wyrośnięte łodygi, zielonkawe i z zawiązkami liści są twardsze, gorzkawe i mogą być łykowate, trzeba je więc albo ugotować (najlepiej na parze i bardzo krótko) albo zblanszować. Zresztą – to nie ja jestem tutaj specjalistą od kulinariów. To już działka Doroty, zatem: voilà, oto szalony pomysł na wykwintną wiosenną sałatkę  z pędami chmielu:



A teraz nie zwlekajcie zbyt długo i biegnijcie do ogródka – w te pędy po pędy!




Pozostałe części cyklu Szalony Ogródek:

część III: (niespo) dziane dynie
część IV: Nasiona faraona

3 komentarze:

  1. Wow, wygląda super, myślę że spróbuję na pewno! Moja działka jest położona nieopodal miejscowości która jest polskim zagłębiem chmielowym. Dzięki za tego posta i za inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako jedzonko super, ale rozrasta się w tempie zastraszającym. I bardzo ciężko jest go zlikwidować. A jak pozbywasz się starych pędów, bo raczej nie są ozdobne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu je wycinam, a co jakiś czas w przypływie szaleństwa ucinam cały krzew przy samej ziemi. Zaręczam,że to jemu nie szkodzi!!

      Usuń