Spod sterty kolorowych liści wystawały sinoniebieskie paluchy. Z niektórych wyciekała przezroczysta galareta, a niektóre pokrywała już pleśń. Ostrożnie dotknąłem jednego – był trochę szorstki w dotyku i zupełnie lodowaty. Szybkim ruchem podniosłem go z ziemi i uciekłem, nerwowo rozglądając się na boki…
Wszystkie poszlaki wskazywały na to, że w ogrodzie grasuje zombie.
Wszystkie poszlaki wskazywały na to, że w ogrodzie grasuje zombie.
Gdyby nie niezwykły kolor tych trupich paluchów, pewnie w ogóle nie zwróciłbym na nie uwagi. Ale kiedy wszystko dookoła przyjmuje ciepłe barwy złotej jesieni, ten niesamowity sinobłękitny odcień widać już z daleka. Kiedy podszedłem bliżej, wszystko stało się jasne i straszna prawda wyszła na jaw: gdzieś w ogrodzie musi grasować zombie, któremu odpadają te ohydne palce.
Wszystko się zgadzało: zimny, siny kolor, podługowaty kształt z przewężeniami, brak paznokci, haczykowate czubki, nadgniłe i spleśniałe plamy, gdzieniegdzie otwarte rany z których wycieka przezroczysta maź zamiast krwi. I na dodatek wewnątrz kotłowały się już czarne robaki !!!
Wszystko się zgadzało: zimny, siny kolor, podługowaty kształt z przewężeniami, brak paznokci, haczykowate czubki, nadgniłe i spleśniałe plamy, gdzieniegdzie otwarte rany z których wycieka przezroczysta maź zamiast krwi. I na dodatek wewnątrz kotłowały się już czarne robaki !!!
Nieboszczyk na deser
Musiałem to zrobić, żeby mieć całkowitą pewność. Musiałem spróbować choćby kawałeczek. Ostrożnie odkroiłem fragment galarety, przełknąłem ślinę i zamykając oczy zjadłem gnijące mięso.
Jak smakuje zombie? Jak meduza. Jak wyprany w Perwollu żelek Haribo. Jak zimne nóżki z bulionu podane na słodko. Czy tak smakuje zombie? Albo trup? No, to nawet da się go zjeść. Tylko te robaki trzeba powypluwać. Są dość duże, twarde i czarne. I takie cokolwiek nieżywe, przypominające pestki arbuza.
Rośliny kontra zombie
Jaka szkoda, że żaden umarlak nie buszował w ogrodzie. A już chciałem się z nim zaprzyjaźnić…! Niebieskie paluchy wyrosły na niewielkim krzewie, paleczniku chińskim (Decaisnea insignis). Do chwili dojrzewania owoców niczym szczególnym nie zwraca on na siebie uwagi. Cały krzew ma lekko parasolowaty pokrój i mocniej rozgałęzia się u góry. Liście bardzo przypominają liście jesionu, a zielonkawe kwiaty ciężko uznać za spektakularne:
Po zapyleniu kwiatów związują się grube i długie jak ludzkie palce torebki, a największy efekt wywołują jesienią przyjmując elektryzujący, niebiesko-fioletowo-siny kolor. I jeszcze ta skórka, jednocześnie aksamitna i szorstka w dotyku, brrr!
Owoce palecznika można jeść na surowo – wyjadamy ze środka pyszną galaretkę (bez czarnych nasion) i oblizujemy się ze smakiem…. no dobrze, poniosło mnie. Galaretka jest nijaka w smaku, raczej obrzydliwa niż smakowita. Niemniej, warto spróbować.
Owoce palecznika nazywane bywają także niebieską kiełbasą, fasolą lub ogórkiem. W USA mówi się na nie Dead Man's Fingers - Paluchy Nieboszczyka. Krzew dorasta do 3 metrów wysokości i podczas surowych zim może przemarznąć, warto zatem zabezpieczyć chociaż bryłę korzeniową.
To jak, zaprosicie zombie do swojego ogrodu? Efekt jest piorunujący!
A gdyby prawdziwe zombie zawitało do Waszego ogrodu...
To jak, zaprosicie zombie do swojego ogrodu? Efekt jest piorunujący!
A gdyby prawdziwe zombie zawitało do Waszego ogrodu...
Niezły horrorek.
OdpowiedzUsuń. . . ale do owocowania z tego co wiem potrzebna jest para, czy tak jest ? bo to mnie zawsze powstrzymywało od zaproszenia go do ogrodu.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
I tak i nie! Kwiaty palecznika są rozdzielnopłciowe, to znaczy że jedne są męskie, a drugie żeńskie. Obi "płcie" kwiatów mogą występować na jednej roślinie, ale w zmiennych proporcjach. Może się zdarzyć, że danego roku któreś z kwiatów w ogóle się nie rozwiną, i owoców nie będzie. Na wszelki wypadek zatem faktycznie przyda się druga sadzonka :)
UsuńNa początku myślałem, że to owoce Akebia quinata (dość podobne), ale po lepszym przyjrzeniu się stwierdzam, że Decaisnea insignis jest bardziej sina przez co bardziej obrzydliwa ;)
OdpowiedzUsuńAle czad! I jakie stopniowanie napięcia:)
OdpowiedzUsuńFreddie się chowa:)
OdpowiedzUsuńRośnie też w Ogrodzie Botanicznym we Wrocławiu. Natknelismy sie na niego w zeszłym roku. Fajny w dotyku:)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to tak heloweenowo ;-) bardzo straszne te paluchy i Twoje opisy! Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńPodobną zawartość mają strąki akebii pięciolistnej, też podobno jadalne, ale jakoś nie miałam odwagi skosztować; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTaki schowek na broń przeciw zombie po prostu trzeba mieć!
OdpowiedzUsuńHa ha ha... Sama nie wiem czy mnie zniechęciłeś czy zaciekawiłeś...? Na pewno nieźle się uśmiałam :))))
OdpowiedzUsuńAhaha :D Umiesz zrobić nastrój :D
OdpowiedzUsuńGówno prawda .Owoce są smakowite.
OdpowiedzUsuń