Strony

środa, 13 listopada 2013

Palecznik chiński. Zombie w ogrodzie?!

palecznik chiński krzewSpod sterty kolorowych liści wystawały sinoniebieskie paluchy. Z niektórych wyciekała przezroczysta galareta, a niektóre pokrywała już pleśń. Ostrożnie dotknąłem jednego – był trochę szorstki w dotyku i zupełnie lodowaty. Szybkim ruchem podniosłem go z ziemi i uciekłem, nerwowo rozglądając się na boki…
Wszystkie poszlaki wskazywały na to, że w ogrodzie grasuje zombie.


palecznik chiński


Gdyby nie niezwykły kolor tych trupich paluchów, pewnie w ogóle nie zwróciłbym na nie uwagi. Ale kiedy wszystko dookoła przyjmuje ciepłe barwy złotej jesieni, ten niesamowity sinobłękitny odcień widać już z daleka. Kiedy podszedłem bliżej, wszystko stało się jasne i straszna prawda wyszła na jaw: gdzieś w ogrodzie musi grasować zombie, któremu odpadają te ohydne palce.

Wszystko się zgadzało: zimny, siny kolor, podługowaty kształt z przewężeniami, brak paznokci, haczykowate czubki, nadgniłe i spleśniałe plamy, gdzieniegdzie otwarte rany z których wycieka przezroczysta maź zamiast krwi. I na dodatek wewnątrz kotłowały się już czarne robaki !!!





Nieboszczyk na deser


Musiałem to zrobić, żeby mieć całkowitą pewność. Musiałem spróbować choćby kawałeczek. Ostrożnie odkroiłem fragment galarety, przełknąłem ślinę i zamykając oczy zjadłem gnijące mięso.

Jak smakuje zombie? Jak meduza. Jak wyprany w Perwollu żelek Haribo. Jak zimne nóżki z bulionu podane na słodko. Czy tak smakuje zombie? Albo trup? No, to nawet da się go zjeść. Tylko te robaki trzeba powypluwać. Są dość duże, twarde i czarne. I takie cokolwiek nieżywe, przypominające pestki arbuza.




Na drugi dzień wróciłem w to samo miejsce i znalazłem jeszcze więcej paskudnych szczątek. Najwidoczniej ogrodowy przyjemniaczek zaczął się rozpadać i gubić wszystkie palce. Kiedy podnosiłem jednego z nich, coś zimnego spadło mi na szyję. AAAaaa!!!! Odskoczyłem przerażony na bok i spojrzałem do góry. Nade mną dyndały kiście niebieskich paluchów przyrośnięte do niewielkiego krzewu…

owoce palecznika chińskiego
Niebieskie owoce palecznika chińskiego prezentują się wspaniale na tle  żółtych jesiennych liści.

Rośliny kontra zombie


Jaka szkoda, że żaden umarlak nie buszował w ogrodzie. A już chciałem się z nim zaprzyjaźnić…! Niebieskie paluchy wyrosły na niewielkim krzewie, paleczniku chińskim (Decaisnea insignis). Do chwili dojrzewania owoców niczym szczególnym nie zwraca on na siebie uwagi. Cały krzew ma lekko parasolowaty pokrój i mocniej rozgałęzia się  u góry. Liście bardzo przypominają liście jesionu, a zielonkawe kwiaty ciężko uznać za spektakularne:

kwiaty palecznika chińskiego

Po zapyleniu kwiatów związują się grube i długie jak ludzkie palce torebki, a największy efekt wywołują jesienią przyjmując elektryzujący, niebiesko-fioletowo-siny kolor. I jeszcze ta skórka, jednocześnie aksamitna i szorstka w dotyku, brrr!

niebieskie owoce ozdobne

Owoce palecznika można jeść na surowo – wyjadamy ze środka pyszną galaretkę (bez czarnych nasion) i oblizujemy się ze smakiem…. no dobrze, poniosło mnie. Galaretka jest nijaka w smaku, raczej obrzydliwa niż smakowita. Niemniej, warto spróbować.
Owoce palecznika nazywane bywają także niebieską kiełbasą, fasolą lub ogórkiem. W USA mówi się na nie Dead Man's Fingers - Paluchy Nieboszczyka. Krzew dorasta do 3 metrów wysokości i podczas surowych zim może przemarznąć, warto zatem zabezpieczyć chociaż bryłę korzeniową.

To jak, zaprosicie zombie do swojego ogrodu? Efekt jest piorunujący!

owoce palecznika chińskiego

A gdyby prawdziwe zombie zawitało do Waszego ogrodu...



13 komentarzy:

  1. . . . ale do owocowania z tego co wiem potrzebna jest para, czy tak jest ? bo to mnie zawsze powstrzymywało od zaproszenia go do ogrodu.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak i nie! Kwiaty palecznika są rozdzielnopłciowe, to znaczy że jedne są męskie, a drugie żeńskie. Obi "płcie" kwiatów mogą występować na jednej roślinie, ale w zmiennych proporcjach. Może się zdarzyć, że danego roku któreś z kwiatów w ogóle się nie rozwiną, i owoców nie będzie. Na wszelki wypadek zatem faktycznie przyda się druga sadzonka :)

      Usuń
  2. Na początku myślałem, że to owoce Akebia quinata (dość podobne), ale po lepszym przyjrzeniu się stwierdzam, że Decaisnea insignis jest bardziej sina przez co bardziej obrzydliwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale czad! I jakie stopniowanie napięcia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rośnie też w Ogrodzie Botanicznym we Wrocławiu. Natknelismy sie na niego w zeszłym roku. Fajny w dotyku:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem, że to tak heloweenowo ;-) bardzo straszne te paluchy i Twoje opisy! Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobną zawartość mają strąki akebii pięciolistnej, też podobno jadalne, ale jakoś nie miałam odwagi skosztować; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Taki schowek na broń przeciw zombie po prostu trzeba mieć!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha ha ha... Sama nie wiem czy mnie zniechęciłeś czy zaciekawiłeś...? Na pewno nieźle się uśmiałam :))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ahaha :D Umiesz zrobić nastrój :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Gówno prawda .Owoce są smakowite.

    OdpowiedzUsuń